Dziczek ściął rywala jak sosnę! [WYWIAD]

2019-04-15 09:43:29(ost. akt: 2019-04-15 09:49:28)

Autor zdjęcia: archiwum organizatorów

SPORTY WALKI/// Kolejne wielkie zwycięstwo Konrada Dziczka! 13 kwietnia podczas gali Rocky Warriors Cartel w Golinie, wojownik MMA z Ukty (Arrachion Olsztyn) rozprawił się w 1. rundzie z reprezentantem Bośni i Hercegowiny - Edisem Besicem.
— W jaki sposób znalazłeś się w ogóle na celowniku RWC? Naprawdę wielu chciałoby wyjść do tego oktagonu.
— Złożyło się na to kilka czynników, jednak najważniejszym z nich była postać Dawida Walaska. To młody menadżer, jednak - jak widać - mający wpływy w polskim MMA. Złożył mi propozycję, a mi nie pozostało nic innego jak ją przyjąć i... pokazać się z dobrej strony.

— Swą pozycję w tej organizacji faktycznie musiałeś wpierw wywalczyć. Trafiłeś na "listę rezerwową", a twój występ nie był stuprocentowo pewny bardzo długo. Można w takich warunkach w ogóle nastawić się mentalnie do walki?
— Nie jest to łatwe, przyznaję. Ale jeśli chce się pokonywać kolejne stopnie w MMA... Trzeba postawić wszystko na jedną kartę. O tym, że faktycznie może dojść do tego pojedynku dowiedziałem się ok. 8 dni przed walką. Cały czas jednak wierzyłem w tę ofertę i byłem - non stop - w treningu.

— Mieliście choćby chwilę, by przyjrzeć się wcześniej rywalowi? Przeanalizować jego styl etc.?
— Dosłownie chwilę. Wynotowaliśmy, że dysponuje niezłymi warunkami fizycznymi (prawdziwą "petardę" ma zwłaszcza w prawej ręce). Lubi to wykorzystywać głównie poprzez obalenia oraz wdawanie się w regularną "bijatykę". Plan był więc prosty. Nie można było do tego dopuścić.

— Musiało być to trudne, bo sam nie stronisz od pójścia z pięściami "na żywioł".
— Tym razem nie tylko nie mogłem, ale i nie chciałem sobie na to pozwolić. Gdyby jednak jakieś odstępstwa od planu przyszły mi do głowy, to miałem w narożniku doświadczonego trenera Pawła Derlacza oraz mojego klubowego kolegę i sparingpartnera - Piotra Grazewicza. Ich wsparcie dało mi dużo pewności w klatce. Przy okazji chciałbym gorąco podziękować całej ekipie Arrachionu Olsztyn, w którym się przygotowywałem do tej konfrontacji. No i oczywiście słynnemu Andriejowi Molchanovovi (Białorusin, legenda K1 - przyp. K. K.), z którym odbyłem dwa solidne treningi w Warszawie, a także innemu świetnemu fighterowi - mojemu przyjacielowi Mateuszowi Żukowskiemu, z którym wspieramy się już od bardzo dawna.

— Przyznam szczerze, że początkowo walka mogła wydawać się... "nudna". Liczyłeś ile kółek wokół oktagonu zrobiłeś? Krążyłeś wokół gościa jak satelita.
— (śmiech) Nie liczyłem, ale było pewnie ich dość sporo. Realizowałem jednak plan. Wiedziałem, że z tym rywalem nie ma żartów. Jeden jego cios mógł zakończyć pojedynek. Nie zależało mi więc na tym, by walka wyglądała "ładnie". Miało być skutecznie...

Kamil Kierzkowski


Obrazek w tresci

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5